No dobrze, nie udaje mi się być perfekcjonistką, taką jaką sobie wymarzyłam. Wręcz przeciwnie, jestem do bólu rozleniwiona oraz zachwycona widokiem z okna. Jest pięknie, po prostu cudownie. Co nie zmienia faktu, że i tak nie mam chęci na edukację.
No dobra, wypiszę tutaj słówka na francuski, bo totalnie nie mogę ich zapamiętać! Otóż:
apprendre - uczyć się
apres - potem, następnie
apres-demain - pojutrze
apres-midi - popołudniu
une araignee - pająk
arbore - wysadzany drzewami
un architecte d'interieir - architekt wnętrz
une armee - armia
une armoire - szafa
une armoiries - godło, herb
un arrobas - @
arreter - zatrzymać
une arrivee - przyjazd
arriver = przyjechać
un arrondissement - dzielnica administracyjna
un art - sztuka
un artisan - rzemieślnik
un ascenseur - winda
asseoir - siadać
assez - dość
une assiette - talerz
assis - siedzacy
tak mało, a do głowy wbić się nie chcą :(
czy to tak naprawdę bywa?
czy też malarz z Bożej łaski
czy też malarz z Bożej łaski
pomalował osła w paski?
listopada 28, 2010
listopada 06, 2010
dancing in the rain
A ona zakochana tańczyła na deszczu, koła zataczała z rękoma do góry. Z uśmiechem się o własne nogi potykała, wywalając się i wstając rozpędzała się w stronę ukochanego. Podnosił ją i tulił, razem z nią się przewracał. Oboje w siebie zapatrzeni, chwili oddanej marzyli aby trwała ona nadal. "-Dziękuję mój wspaniały, dziękuję najlepszy" krzyczała, a on odpowiadał jej wyznaniem miłosnym.
Pięknie jak w bajce, utworze romantycznym, jak w filmie na tle miłosnym. Tak się cieszę, że to moja rzeczywistość. ***
Gardło mnie tak potwornie szczypie, za każdym przełknięciem śliny zamykam oczy. Mimo tego jestem bardzo szczęśliwa. Czuję wypełniającą mnie radość. Dzień jak najbardziej udany. Oby więcej takich, tego mi było trzeba.
***
Kocham Cię.
listopada 05, 2010
hello saturday
***
Wreszcie nastał długo przeze mnie wyczekiwany weekend. Tak się cieszę, że z głowy mam już najgorsze sprawdziany. Czuję się szczęśliwa oraz przepełniona energią, mimo bólu uciążliwego bólu gardła. Nawet jakby miała to być angina, nie zrezygnuję z jutrzejszego meczu Czarnych na który idę z Maćkiem. Zaplanowałam sobie spędzić z nim sobotni dzień, więc żadna choroba mnie nie powstrzyma. Nie teraz! Szczególnie, że dałam stawiłam czoło temu tygodniowi. Uważam, że należą mi się przyjemności.
Tak czy owak, rozpoczęłam dni wolne od paczki chipsów lays solonych i powtórki oglądania pierwszego sezonu Plotkary. Mało to ambitne, ale jakże wprawiający mnie w błogi stan lenistwa. Spokojnie, nie poprzestanę na obijaniu się. Zamierzam jutro (jak dam oczywiście radę) ogarnąć pokój, możliwe że przypomnę sobie historię i łacinę, nim udam się do Słupska.
Zaniedługo urodziny D.R, trzeba coś wykminić, ale nie mam pojęcia co będzie prezentem odzwierciedlającym naszą przyjaźń.
listopada 04, 2010
fire & heart
Z nogami skrzyżowanymi, książką w ręku siedziała przed rozgrzanym kominkiem. Nie interesowały ją materiały naukowe zawarte w owym podręczniku. Zapatrzyła się w płomienie i choć nie rozmyślała nad nimi zbyt głęboko, czuła jedynie ich ciepło. Ciepło, które nawiedziło również jej serce. Było całkiem przyjemne, jak na uczucie. Nie było ono jednak pewne, a raczej strach przed klęską zbaczał siłę na bok. Nie potrafiła sama przed sobą przyznać, że uległa. Uległa czemuś takiemu czym jest miłość, które kiedyś nazywała zbędnym dodatkiem do życia. Trzeba jej przyznać - jest postacią nieufną, ale na każdy stawiany krok, nie poświęciła nawet sekundy na przemyślenie. Zaryzykowała, bo uległa. Właśnie tej miłości.
listopada 01, 2010
The first few steps.
Stąpam po cienkiej warstwie emocjonalnej,
gdzie na pograniczu uczuć w nieładzie i dysharmonii
w ręku trzymam kieliszek
zapijając nawarzone litry wspomnień.Powolutku zaczynam rozgryzać mechanikę bloga. Jak go skonstruować, by wyglądał w miarę przejrzyście i estetycznie. Nieco się gubię, ale na wszystko przyjdzie czas. Aktualnie siedzę z włosami związanymi w kok, z boku stoi zimna herbata z melisą, której i tak nie wypiję. Na stole leży stos kartek, książek, repetytoriów, a także podręcznik od matematyki, który podświadomie mnie woła. Otóż najbliższe 4 dni naprawdę są ciężkie, jeżeli chodzi o edukację, a raczej sprawdzanie wiedzy. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko poukładać w zwarty szyk i doczekam miłej soboty. Póki co postanowiłam, że z fotobloga przeskoczę tutaj. Tam będę umieszczała większość zdjęć, a tutaj nieliczne przemyślenia. Jestem świadoma tego, że z blogiem będzie jak z moim pamiętnikiem- raz na jakiś czas tu zajrzę i coś napiszę. Ważne, by nie miało to wglądu na ogół osób, nie potrzebuje waszych opini na temat mojego życia. Miło jednak mieć swoje malutkie miejsce, gdzie można wypisać co się chce, bez znacznych konsekwencji, a fotoblog miejscem na takie coś odpowiednim nie jest - chyba, że nałożę hasło. Musiałabym jednak opłacić wersję pro, a to mi jakoś do życia potrzebne nie jest. Zatem zostały mi ostatnie chwile przerwy i uciekam do nauki.
Dzisiaj byłam z mamą na cmentarzu. Nie przepadam za tym miejscem, rzadko kiedy tam bywam. Jak ostatnim razem zajechałam tam, było o wiele, wiele mniej grobów, a teraz? To straszne, jak życie szybko przemija. Niedawno widziałam te same twarze ganiające się po dworzu, tańczące w zespole dziecięcym, a teraz wszystkich pochłania szara rzeczywistość. Tak, to jest przykre.
Nie chcę aż tak narzekać na moje życie, gdyż nie jest ono wcale takie smutne. Mam wokół siebie grono cudownych osób, które wyraźnie dodaje barw każdym minionym chwilom, wspaniale wspominanych. Dziękuję kochani, że jesteście.
Dziękuję, że mogę to grono powiększać, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
Subskrybuj:
Posty (Atom)